piątek, 22 stycznia 2016

Prolog

Powoli otworzyłam oczy. Zanim mój wzrok przyzwyczaił się do panujących wokół ciemności, poczułam ten specyficzny zapach zgnilizny. Od razu wiedziałam gdzie jestem. W całym mieście ten zapach był wyczuwalny jedynie na cmentarzu. Wzdrygnęłam się. Od dziecka nienawidzę cmentarzy. Ta świadomość, że wokół mnie jest pełno nieżywych ludzi, że najstarsze groby zawierają osoby zakopane żywcem... Na samą myśl dostaje dreszczy.
Kiedy wzrok wrócił do normy rozejrzałam się po cmentarzu. Stałam przy wschodniej bramie w miejscu gdzie są najstarsze groby. Wszędzie panowały egipskie ciemności. W pewnej chwili katem oka zauważyłam błysk światła po drugiej stronie cmentarza. Ruszyłam w tamtą stronę. Nie bałam się tego kogoś, bardziej przerażali mnie pochowani ludzie, niż jacyś seryjni mordercy. Tak... Do normalnych to ja chyba nie należę.
Po jakimś czasie, spędzonym na mozolnym marszu na zachodnią część cmentarza dostrzegłam pełzające płomienie ognia. Cofnęłam się do tyłu. Wolałam nie eksperymentować z ogniem. Spojrzałam jeszcze raz w wielkie "ognisko". Za płomieniami zauważyłam jakiegoś człowieka. W tej chwili spośród trzasków ognia usłyszałam potworny śmiech. Skądś go kojarzyłam, ale jakby nie do końca... Chyba słyszałam już, żeby ktoś się tak śmiał... Chociaż, chyba nie tak potwornie i złośliwie...
Odwróciłam się chcąc odejść. Jakimś cudem nie wpadałam w panikę, choć powinnam, jestem trochę strachajłą. Coś jest nie tak, przynajmniej ze mną. Ale w sumie nie sądzę, że widok ognia na zawsze wilgotnej ziemi cmentarza jest normalny.
Koło mnie przemknęła kula ognia. I spokój odszedł, teraz mój umysł krzyczał: Uciekaj! Wykonałam jego polecenie.
Biegłam najszybciej jak umiałam. Za mną leciały kule ognia, które cudem we mnie nie trafiały. Uciekałam nie myśląc gdzie biegnę, przez co po chwili natknęłam się na mur. Nie zdążyłam skręcić. Uniosłam ręce przed siebie chcąc się odepchnąć. Kiedy tylko dotknęłam muru cmentarza poczułam coś gorącego na plecach. Ogień. Płomienie parzyły mi plecy, spalały mnie całą, ubrania paliły się na mnie. Obróciłam się w stronę, z której przybiegłam. Zobaczyłam przed sobą zarys twarzy, usłyszałam ten potworny śmiech. Potem już nic nie było oprócz ognia...